"Z niedowierzaniem wpatrywalam sie w bochny. Wygladaly wspaniale, wrecz idealnie, z wyjatkiem zweglonych miejsc. Czyzby chcial, zebym je wziela? Z pewnoscia, przeciez lezaly u moich stop. Zanim ktokolwiek zauwazyl, co sie zdarzylo, upchnelam pieczywo pod koszula, otulilam sie kurtka mysliwska i pospiesznie odeszlam. Goracy chleb parzyl mi skore, mimo to przycisnelam go mocniej, jakbym kurczowo trzymala sie zycia."
(Suzanne Collins, "Igrzyska smierci")
Chleb. Taka prosta, codzienna rzecz. Trudno sobie wyobrazic, jak by to bylo, gdyby go zabraklo. Dla wielu mieszkancow Panem, gdzie toczy sie akcja bestsellerowej trylogii Suzanne Collins, brak chleba jest czyms zwyczajnym. Glod towarzyszy im niemal na kazdym kroku.
Kiedy nastoletnia bohaterka serii, Katniss Everdeen, poznaje Peete Mellarka, ten doslownie ratuje jej zycie, rzucajac jej dwa przypalone bochny chleba. Wtedy nie wie jeszcze, ze ich losy wkrotce sie splota, a ona bedzie miala szanse odwdzieczyc sie za jego dobroc...
"Gdy dotarlam do domu, chleb nieco ostygl, ale w samym srodku wciaz byl cieply. Rzucilam oba bochny na stol, a Prim momentalnie wyciagnela rece, aby oderwac kawalek. Kazalam jej usiasc, zmusilam mame, zeby zajela miejsce przy stole i nalalam wszystkim cieplej herbaty. Nastepnie zeskrobalam spalenizne i pokroilam chleb. Zjadlysmy caly bochen, kromka po kromce. To byl dobry, tresciwy chleb, z rodzynkami i orzechami."
(Suzanne Collins, "Igrzyska smierci")
Rzadko siegam po mlodziezowe bestsellery. "Zmierzch" znudzil mnie po kilkudziesieciu stronach tak bardzo, ze nie moglam sie zmusic, by czytac dalej. Ale "Igrzyska smierci", "W pierscieniu ognia" i "Kosoglosa" pochlonelam jednym tchem. Nie jest to literatura wysokich lotow, jezyk nie zachwyca, a w fabule mozna by sie doszukac wielu dziur i niescislosci, ale to wciaz swietne czytadla. Ba, pokusilabym sie nawet o stwierdzenie, ze moga dac do myslenia.
W swiecie, w ktorym glod jest powszechny, jedzenie odgrywa znaczaca role, na tyle duza, ze powstala nawet specjalna ksiazka kucharska z potrawami opisanymi przez Collins. Przepis na chleb, ktory upieklam, pochodzi wlasnie z tej ksiazki. Sam chleb przypomina bardziej ciasto drozdzowe - slodki, puszysty, pachnacy cynamonem, pelen rodzynek i orzechow. Wspaniale smakuje z miodem, dzemem albo Nutella, chociaz rownie dobrze mozna zajadac go bez zadnych dodatkow.
Z podanych proporcji wychodza 2 spore chleby. Zamiast zagniatac ciasto recznie, wykorzystalam mikser. Uwaga: przepis jest amerykanski, wiec szklanka = 235 ml.
Slodki chleb z orzechami i rodzynkami
Skladniki:
- 5 lyzeczek suchych drozdzy
- 1/2 szklanki cieplej wody
- 1 1/2 szklanki cieplego mleka
- 115 g masla, roztopionego
- 1/3 szklanki miodu
- 2 lyzeczki soli
- 2 lyzeczki cynamonu
- 2 lyzeczki cukru
- 2 jajka
- 3 szklanki maki pelnoziarnistej
- 3 1/2 szklanki maki pszennej
- 2 szklanki rodzynek
- 1 szklanka posiekanych orzechow wloskich
- 1 bialko
- 2 lyzki zimnej wody
W duzej misce rozpuscic drozdze w cieplej wodzie i odstawic na 5 minut, by sie spienily. Dodac mleko, maslo, miod, sol, cynamon, cukier, jajka i make pelnoziarnista, wymieszac. Dodac make pszenna i za pomoca miksera albo recznie wyrobic gladkie, elastyczne ciasto. Przelozyc do duzej, naoliwionej miski, przykryc wilgotna sciereczka i odstawic do wyrosniecia, az podwoi objetosc (u mnie zajelo to nieco ponad godzine).
Rodzynki namoczyc w letniej wodzie i odsaczyc, gdy beda potrzebne.
Natluscic dwie duze keksowki, odgazowac wyrosniete ciasto i wylozyc na omaczony blat. Posypac srodek ciasta rodzynkami i orzechami, zagniesc wszystko razem, a nastepnie podzielic ciasto na dwie czesci i umiescic w foremkach. Przykryc sciereczkami lub folia i odstawic do wyrosniecia, az podwoja objetosc (u mnie rosly w ekspresowym tempie i byly gotowe do pieczenia po jakichs 40 minutach).
Rozgrzac piekarnik do 190 stopni. Bialko wymieszac z woda i nasmarowac mieszanka wierzch bochenkow. Piec okolo 40-45 minut. Jesli wierzch bedzie rumienil sie zbyt szybko, przykryc luzno folia aluminiowa na ostatnie 15 minut pieczenia. Studzic na kratce.
Przepis jest moja ostatnia propozycja do akcji Literatura na talerzu 2012.
słodkie chrupanie :)
ReplyDeleteUwielbiam taki chlebek. Smaruję go już tylko masełkiem i delektuję się smakiem rodzynek i orzechów :)
ReplyDeletedo takiego chleba nie trzeba nawet dodatkow ;P
ReplyDelete'Igrzyska Śmierci' też pochłonęłam, a 'Zmierzch' tez mnie wykończył. Chleb cudny:)
ReplyDeleteMusi być pyszny!:)
ReplyDeleteZnakomicie wygląda!
ReplyDeleteUwielbiam własnoręcznie zrobione chleby, ten wygląda świetnie :)
ReplyDeleteTaki chlebek to ja poproszę, bardzo lubię słodkie śniadania :).
ReplyDeleteKurcze, jak mi ostatnio szybko czas leci, chciałem przygotować niebieską zupę Bridget Jones do Twojej akcji, ale nie zdążyłem zamówić barwników, szkoda. Ale chyba i tak ją kiedyś zrobię ;)
ReplyDeleteporywam ze 2 kromeczki na śniadanko:D pychota
ReplyDeletePiękny chleb upiekłaś.:)
ReplyDeleteA ksiązki podobnie jak Ty, całą trylogię pochłonęłam w tempie ekspresowym. Bardzo dobrze się czytało.
Ostatnio obejrzałam tez film ,ale nie dorasta książce do pięt. Wersja papierowa jest rewelacyjna, film raczej słaby.
Pozdrawiam.
chlebek wygląda bardzo apetycznie:) do igrzysk się przymierzam, ale nie byłam pewna czy warto, teraz na pewno sięgnę:)
ReplyDeleteWspaniale wygląda
ReplyDeleteWygląda smakowicie :) Mam ogromną ochotę na coś drożdżowego - w takie deszczowe dni jak znalazł :)
ReplyDeletesięgnę po książkę z pewnością :) a chleb... mmmm, bajka!
ReplyDelete