Friday 29 April 2011

Pieczony dorsz z maslanym sosem, czyli magia prostoty

W swojej ksiazce "Real Fast Food" Nigel Slater pisze, ze jest cos niezwyklego w polaczeniu bialej ryby, wina i masla - a ja sie z nim zgadzam. Czasem mniej znaczy wiecej. Tak jest w wypadku tego przepisu. Kilka prostych skladnikow, a efekt naprawde pyszny.
Maslany sos z dodatkiem ziol jest mocnym punktem programu: aromatyczny i zarazem delikatny, nie spycha smaku ryby na drugi plan, ale cudownie go podkresla. Do towarzystwa wystarczy zielona, wiosenna salatka , kilka gotowanych mlodych ziemniakow i... kieliszek dobrego wina.

Pieczony dorsz z maslanym sosem
Skladniki:
(dla 2 osob)
- 50 g zimnego masla + 30 g do sosu
- 2 spore, grube na 3 cm filety z dorsza
- 1 kieliszek wytrawnego bialego wina
- 4 galazki natki pietruszki (albo 6 estragonu, albo 7-8 trybuli), posiekane (u mnie estragon)
- sol i pieprz, do smaku

Wysmarowac odrobina masla plytkie naczynie zaroodporne. Ulozyc w nim filety, podlac winem, a na rybie ulozyc kawalki masla. Piec w piekarniku rozgrzanym do 220 stopni przez 10-15 minut, az ryba zrobi sie nieprzezroczysta. W trakcie pieczenia polac raz albo dwa sokami z naczynia.
Wyjac dorsza z piekarnika, zlac soki do malego garnka i wlozyc rybe z powrotem do wylaczonego piekarnika, by zachowala cieplo. Garnek z sokami postawic na duzym ogniu i zredukowac do mniej wiecej 8 lyzek stolowych objetosci. Dodac pozostale maslo i ziola, mieszac energicznie, az sos lekko zgestnieje. Doprawic sola i pieprzem do smaku. Rybe ulozyc na talerzach, obficie polac sosem.

Thursday 28 April 2011

Pikantny kurczak z brazowym maslem

Kurczak. Skromne i niepozorne ptaszysko, ktorego mieso jest popularne chyba na kazdej szerokosci geograficznej. Sposobow na jego przyrzadzenie jest tak duzo, ze moze sie czlowiekowi zakrecic w glowie.
Ten jest naprawde kapitalny. Niby tradycyjny, bo pieczony, z chrupiaca skorka, ale... No wlasnie: mieszanka ostrych przypraw nadaja mu specyficzny smak, a maslo, w ktorym sie go piecze, sprawia, ze mieso jest wilgotne i delikatne. Przepis znalazlam w ksiazce "Real Fast Food" Nigela Slatera, ktora powoli staje sie moja ulubiona (i najczesciej uzywana) publikacja kulinarna.
Przekonalam sie przy okazji, ze mieso kurczaka free range, czyli takiego, ktory biega wolno, jest zupelnie inne niz kurczaka klatkowego. Nawet pachnie inaczej. O niebo lepiej. Pomijajac juz wszystkie kwestie etyczne i ekologiczne, warto kupowac kurczaka z wolnego chowu. Chocby dla smaku.

Pikantny kurczak z brazowym maslem
Skladniki:
(dla 2 osob)
- 2 lyzeczki slodkiej papryki
- 1/2 lyzeczki pieprzu kajenskiego
- 1 lyzeczka mielonego kuminu
- 1/2 lyzeczki nasion kolendry, zmiazdzonych
- 3 zabki czosnku, drobno posiekane
- sol
- 50 g masla w temperaturze pokojowej
- 4 udka z kurczaka

Przyprawy wymieszac z maslem w misce, powstala mikstura posmarowac dokladnie skorke kurczaka i ulozyc w naczyniu zaroodpornym. Piec w piekarniku pod rozgrzanym do sredniej temperatury grillem, w odleglosci jakichs 13 cm od grilla, az skorka zrobi sie chrupiaca i lekko poczerniala (Slater twierdzi, ze wystarczy okolo 10 minut z jednej strony i 6 z drugiej; moje udka potrzebowaly 15 z jednej i 10 z drugiej). Co jakis czas polewac mieso roztopionym maslem. Podawac z ryzem, bulgurem albo... chlebem, ktory swietnie sie nadaje do moczenia w ostrym maslanym sosie z dna naczynia.

Wednesday 27 April 2011

Do pudelka. Salatka.

Kiedy perspektywa zabrania na lunch kolejnej kanapki wydaje sie bardzo malo kuszaca, w sukurs przychodza salatki. Ta, wygrzebana w ksiazeczce "200 Super Salads" z serii Hamlyn All Colours, moze i nie jest najzdrowsza salatka swiata, bo nie dosc, ze boczek, to jeszcze majonez i makaron na dokladke. Dla rownowagi sa brokuly i pomidorki. I sporo ognia w dressingu. Prosta, choc nie tak szybka jak niektore salatki, bardzo pozywna, nadaje sie do jedzenia na cieplo, ale rownie dobrze sprawdzi sie w lunchowym pudelku.

Salatka makaronowa z brokulami i boczkiem
Skladniki:
(dla 4 osob; robilam z polowy)
- 250 g brokulow
- 300 g makaronu orecchiette (u mnie conchiglie)
- 150 g pancetty
- 150 g pomidorkow koktajlowych
Dressing:
- 4 lyzki majonezu
- 2 lyzki slodkiej smietanki 18%
- 2 1/2 lyzki sosu pomidorowego
- 2 lyzeczki sosu Worcestershire
- 3 krople sosu Tabasco
- 1 lyzeczka soku z cytryny
- sol, pieprz

Skladniki dressingu porzadnie wymieszac w miseczce.
Brokuly podzielic na rozyczki, lodygi pokroic w plastry. Makaron ugotowac wedlug instrukcji na opakowaniu, na 2 minuty przed koncem gotowania dodac brokuly. Odcedzic, przeplukac zimna woda.
Pancette pokroic w kostke, podsmazyc na suchej patelni, az zrobi sie chrupiaca i zlocista (jakies 4-5 minut). Odsaczyc z nadmiaru tluszczu na papierowym reczniku, ostudzic. Pomidorki przekroic na pol. Wrzucic wszystkie skladniki do duzej miski, zalac dressingiem, wymieszac.

Ostro i pysznie. Patatas bravas z chorizo.

Mowi sie, ze w Hiszpanii latwo jest rozpoznac dobry bar tapas: zwykle niepozorny na pierwszy rzut oka, a mimo to wypelniony po brzegi klientami siedzacymi lokiec w lokiec, ramie w ramie. Wiekszosc z tych klientow beda stanowic miejscowi - w koncu oni wiedza najlepiej, gdzie dobrze zjesc.
Menu w barach tapas bywa rozne, ale chyba w kazdym z nich znajdzie sie miejsce dla patatas bravas, czyli pokrojonych w niewielkie kawalki gotowanych ziemniakow, podsmazonych na oleju i polanych pikantnym, pomidorowo-cebulowym sosem. Ja poszlam o krok dalej i dodalam chorizo, zamieniajac niewielka przekaske w pelnoprawna kolacje. Przepis znalazlam tutaj i jestem pewna, ze bede do niego wracac. Zwlaszcza sos podbil moje serce: jest naprawde pikantny i wyrazisty, tak smakowity, ze moglabym go wyjadac lyzeczka z patelni.

Patatas bravas z chorizo
Skladniki:
(dla 6 osob jako starter; ja robilam z polowy porcji)
- 1 lyzka oliwy z oliwek
- 1 cebula, posiekana
- 2 zabki czosnku, pokrojone w plasterki
- 1 czerwona chilli, posiekana
- szczypta pieprzu kajenskiego
- szczypta ostrej wedzonej papryki
- 400 g puszka posiekanych pomidorow
- 1 kg mlodych ziemniakow, pokrojonych w cwiartki
- 250 g kielbasy chorizo

W garnku albo na patelni rozgrzac odrobine oliwy, podsmazyc cebule, czosnek i chilli az cebula zmieknie, dodac pieprz kajenski i papryke, wymieszac. Dodac pomidory, gotowac przez okolo 20 minut na gesta paste. Doprawic do smaku i, jesli wolisz gladkie sosy, zmiksowac.
W tym czasie ziemniaki ugotowac na parze. Chorizo pokroic w plastry albo kostke, wrzucic na patelnie i smazyc na malym ogniu, tak, by czesc tluszczu z kielbasy sie wytopila. Zlac czerwony olej z patelni, dodac lyzke oliwy. Dodac ziemniaki i smazyc, az zbrazowieja, podkrecajac ogien co jakis czas. Podawac polane sosem.



Monday 25 April 2011

Liczy sie efekt. Red Velvet Cake.

Nie bardzo wiem, jak to wyglada nad Wisla, bo mieszkajac tam, nie pracowalam, ale na Wyspach swietowanie urodzin w miejscu pracy jest bardzo popularne. Takiemu celebrowaniu zwykle towarzysza drinki, czasem jakis wspolny lunch. No i, obowiazkowo, tort.
Mozna kupic, a jakze. Mozna zamowic w jednej z licznych cukierni, ktore produkuja naprawde wyborne ciasta. A mozna zlecic ktoremus z pracownikow, by upiekl cos w domu. No i tak wlasnie bylo w tym wypadku.
Kiedy dostalam zamowienie, pierwszym ciastem, ktore przyszlo mi do glowy, byl tort Red Velvet wedlug przepisu Doroty. Niezwykle dramatyczny, efektowny, a przy tym nie zawierajacy orzechow (to wazne, bo mamy w pracy alergika). A do tego naprawde latwy. Nawet ja, nie majaca wielkiego doswiadczenia z tortami, poradzilam sobie z nim calkiem niezle. Zaluje, ze nie moge pokazac go w przekroju, ale co zrobic, musi dotrzec do pracy caly.
Jestem pewna, ze dlugo caly nie bedzie :)
W przepisie nie zmienialam nic, wiec odsylam do Doroty po szczegoly; dodam tylko, ze moje ciasto wyroslo z lekka gorka, wiec pozyskanie okruszkow na wierzch nie bylo problemem. Ba, zostalo nawet troche okrawkow, ktore juz dawno przeszly do historii...

Nie calkiem swiatecznie. Klopsiki w stylu cajun.

Cajun to francuskojezyczni mieszkancy wybrzeza Zatoki Meksykanskiej w USA. Tak samo nazywa sie dialekt, kultura i muzyka tej ludnosci, a takze jej kuchnia. Ta ostatnia opiera sie na ryzu z warzywami, miesem i owocami morza, czesto pojawia sie w niej cebula, seler naciowy i slodka papryka. Jest mniej wykwintna - i bardziej pikantna - od kreolskiej.
Przepis na klopsiki w stylu cajun znalazlam w ksiazeczce dolaczonej do mojego Kenwooda. Spodobala mi sie jego prostota, a lista skladnikow sugerowala cos pysznego. Faktycznie, klopsiki wyszly naprawde smaczne: wyraziste, ostre, a przy tym delikatne. W towarzystwie papryki i ryzu stanowia dobra propozycje na szybki i prosty obiad.

Klopsiki z kurczaka w stylu cajun
Skladniki:
(na 4 osoby; robilam z polowy)
- 450 g mielonego miesa z udek kurczaka
- 2 lyzeczki przyprawy cajun (mozna kupic gotowa, a mozna zrobic samemu)
- 2 lyzeczki ostrego sosu chilli
- sol i pieprz do przyprawienia
- 1 lyzka swiezej posiekanej natki pietruszki
- 1 lyzeczka maki kukurydzianej
- 2 lyzki maki pszennej
- 2 lyzki oleju slonecznikowego
- 1 mala czerwona papryka, oczyszczona z nasion
- 1 mala zolta papryka, oczyszczona z nasion (zastapilam pomaranczowa)
- 4 lyzki kwasnej smietany

Mieso wlozyc do miski, dodac przyprawe cajun, sos chilli, make kukurydziana, pietruszke i odrobine soli, porzadnie wymieszac. Uformowac 16 malych kuleczek i obtoczyc je w mace, zeby sie nie kleily. Olej rozgrzac na duzej patelni i smazyc klopsiki na malym ogniu przez okolo 10 minut, az nabiora zlotobrazowego koloru. Papryke pokroic w cienkie paski i dodac do kurczaka. Podkrecic ogien i smazyc przez kolejne 5 minut, az papryka lekko poczernieje przy krawedziach. Zdjac z ognia, dodac kwasna smietane, doprawic sola i pieprzem, wymieszac. Zostawic na 2-3 minuty, podawac z ryzem i zielona salatka.

Saturday 23 April 2011

Pippi Ponczoszanka, urok urwisow i muffiny z pomarancza i zurawina

Zawsze mialam slabosc do tych mniej grzecznych bohaterow. Nie interesowali mnie ci dobrze ulozeni, sluchajacy rodzicow, zgarniajacy nagrody w szkole. Zdecydowanie bardziej wolalam tych, ktorzy beztrosko lazili po drzewach, nie bali sie niczego i robili wszystko po swojemu.
Chcialam byc taka jak oni. Patrzac z dzisiejszej perspektywy, chyba nawet bylam, choc wtedy o tym nie wiedzialam. Zycie moich ulubionych bohaterow literackich wydawalo mi sie wowczas znacznie ciekawsze i bardziej ekscytujace od mojego.
Taka Pippi, na przyklad. W dziecinstwie strasznie jej zazdroscilam. Tego, ze mieszka bez rodzicow, nie musi chodzic do szkoly (lubilam sie uczyc, ale w samym fakcie "nie muszenia" bylo cos pociagajacego) i ma torbe pelna zlotych monet. Nawet tych marchewkoworudych warkoczy jej zazdroscilam. I opadajacych ponczoch. I tego, ze nikt nie mowil jej, co wypada, a co niekoniecznie.
Dlatego kiedy znalazlam w ksiazce "The Book Lover's Cookbook" przepis na pomaranczowo-zurawinowe muffinki Pippi, az pisnelam z radosci. Ze nie wypada piszczec w tak powaznym wieku? A co mi tam!

Pomaranczowo-zurawinowe muffinki Pippi Ponczoszanki
Skladniki:
(na 12-16 muffinow; u mnie wyszlo 12)
- 1/4 szklanki masla albo margaryny
- 1 szklanka i 2 lyzki cukru
- 1/4 szklanki sosu jablkowego
- 1 lyzeczka ekstraktu z wanilii albo migdalow
- 3/4 lyzeczki ekstraktu z pomaranczy
- 3 lyzki wody, 3 lyzki oleju i 2 lyzeczki proszku do pieczenia - wymieszane
- skorka starta z 1 pomaranczy
- miazsz 1 pomaranczy, posiekany
- 2 szklanki maki
- 2 lyzeczki proszku do pieczenia
- 1/4 lyzeczki soli
- 1/2 szklanki swiezo wycisnietego soku z pomaranczy
- 2 szklanki suszonych zurawin

Rozgrzac piekarnik do 190 stopni. Maslo i cukier utrzec, dodac sos jablkowy, ekstrakty i mieszanine oleju, wody i proszku, dobrze wymieszac mikserem. Dodac skorke i miazsz z pomaranczy, make z proszkiem, sol i sok pomaranczowy. Wymieszac na gladka mase. Dodac zurawine, wymieszac. Nakladac miksture do formy do muffinow wylozonej papilotkami, piec przez okolo 25 minut. Studzic na kratce.



Przepis dodaje do akcji Literatura na Talerzu.

Thursday 21 April 2011

Tagliatelle z tunczykiem, rukola i cytryna

Kto nie lubi makaronu? Cisza? Tak myslalam :)
I trudno sie dziwic: makaron jest nie tylko smaczny i pozywny, ale pasuje prawie do wszystkiego. Stanowi swietne tlo dla sosow, dobrze sie komponuje z warzywami, miesem i ryba, sprawdza sie jako baza do salatek, mozna go przygotowac na milion sposobow.
Ten od razu przypadl mi do gustu, choc wiedzialam, ze Mezczyzna nie bedzie podzielal mojego entuzjazmu: w koncu rybe lubi, ale tylko od swieta (najlepiej raz do roku, na Boze Narodzenie, w wersji "po grecku"). Coz, czasem trzeba dogodzic wlasnym kubkom smakowym, nie przejmujac sie cudzymi. Zreszta wlasciciel lubiacych-rybe-od-swieta kubkow smakowych tez szczegolnie nie narzekal i grzecznie zjadl swoja porcje.
To swietne danie awaryjne. Skladniki na nie prawie zawsze sa w mojej lodowce, a i czas przygotowania nie jest dlugi: danie jest gotowe wtedy, gdy gotowy jest makaron. Lekko gorzkawy smak rukoli dobrze wspolgra z kwasna cytryna. Szybkie, smaczne, pozywne.

Tagliatelle z tunczykiem, rukola i cytryna
Skladniki:
(na 4 osoby, robilam z polowy porcji)
- 300 g makaronu tagliatelle
- 4 lyzki oliwy z oliwek extra virgin, plus troche wiecej do skropienia
- 1 drobno posiekany zabek czosnku
- 2 x 260 g tunczyka w oliwie z puszki
- garsc rukoli, plus odrobina wiecej do przybrania
- skorka i sok z 1 cytryny

Makaron ugotowac w osolonej wodzie wedlug instrukcji na opakowaniu. Tunczyka odsaczyc i rozdrobnic widelcem w misce. Oliwe rozgrzac w garnku, podsmazyc na niej czosnek przez minute, a potem dodac rybe i rukole. Doprawic sola i pieprzem, dodac skorke i sok z cytryny, dorzucic goracy makaron i porzadnie wymieszac. Podawac przybrane liscmi rukoli i skropione oliwa z oliwek.


Przepis dodaje do ekspresowej akcji Karto-flanej.

Wednesday 20 April 2011

Szybka kolacja na japonska nute. Wolowina w mirinie.

Uwielbiam szeroko pojeta kuchnie orientalna. Za polaczenia smakow, ale takze i za szybkosc i prostote przygotowywania potraw. Kiedys wydawalo mi sie, ze takie gotowanie wymaga sporych umiejetnosci i duzej ilosci wolnego czasu. Nie lubie sie mylic, ale w tym wypadku z radoscia zorientowalam sie, ze bylam w bledzie. Dla ludzi, ktorzy pozno wracaja do domu, a perspektywa zjedzenia smutnej kanapki nieszczegolnie ich pociaga, kuchnia azjatycka jest idealnym rozwiazaniem. Nic dziwnego, ze czesto u mnie gosci.
Dzis zabieram was na krotka wycieczke do Japonii. Krotka - bo danie, na ktore przepis znalazlam tutaj, gotuje sie raptem 10 minut. Swoj niezwykly smak zawdziecza mirinowi, slodkiemu winu ryzowemu, ktore dawniej pijano jak sake, a obecnie stosuje sie glownie do gotowania. Papryczka chilli, imbir i szczypiorek stanowia ostry kontrapunkt. Uwaga: warto przygotowac sobie szklaneczke wody, bo moze sie zrobic goraco!

Japonska wolowina gotowana w mirinie
Skladniki:
(na 2 osoby)
- 250 g chudego miesa wolowego
- 150 ml bulionu warzywnego
- 3 lyzki sosu sojowego
- 5 lyzek mirinu
- 1 lyzka drobnego zlotego cukru
- 1 cebula, przekrojona na pol i pokrojona w plastry
- 1/2 lyzki posiekanego piklowanego imbiru (jesli masz w okolicy restauracje, w ktorej serwuje sie sushi, bardzo mozliwe, ze znajdziesz go wlasnie tam, w malych saszetkach)
- 3 szczypiorki, drobno posiekane
- 1 czerwona papryczka chilli, pokrojona w cienkie plasterki

Mieso wlozyc do zamrazalnika na czas przygotowywania reszty skladnikow - to ulatwi krojenie. Bulion, sos sojowy, mirin i cukier wlac do garnka, zagotowac, a potem zmniejszyc temperature, dodac cebule i gotowac przez 5 minut. W tym czasie pokroic mieso w cienkie paski, dodac do garnka i gotowac przez kilka minut, mieszajac, az mieso zrobi sie nieprzezroczyste. Podawac z ugotowanym na parze ryzem, posypane imbirem, chilli i szczypiorkiem.


Wybaczcie nieostre zdjecie - kiedy jestem glodna, trzesa mi sie rece :)
Danie dodaje do podrozy Grumkow z widelcem po Azji.

Tuesday 19 April 2011

Dzien Czosnku i klopsiki

Ach, czosnek. Czym bylaby kuchnia bez niego? Wyrazisty w smaku, pachnacy, dodaje pazura tak wielu potrawom, ze nie sposob ich zliczyc. Niepozorny, a potrafi zmienic przecietne, mdle danie w cos calkiem smacznego i ciekawego. Nie wiem, jak wy, ale ja nie wyobrazam sobie bez niego zycia.
Dlatego, kiedy dowiedzialam sie o organizowanym co roku przez Grumkow Dniu Czosnku, wiedzialam juz, ze na pewno przyrzadze z tej okazji cos, w czym jego aromat bedzie decydujacy. Poczatkowo myslalam o wykorzystaniu czarnego czosnku, ale to wymagalo wyprawy do sklepu, na ktora, niestety, nie mialam czasu. Stanelo wiec na zwyklym, bialym. I na bardzo czosnkowych klopsikach, znalezionych tutaj.
Klopsiki sa po prostu obledne. Lekko pomidorowe, mocno pachnace czosnkiem, z dodatkiem wspanialego pomidorowego sosu z bazylia (bo przeciez pomidory i bazylia to doskonala para), swietnie sie komponuja z chrupkimi tacos. Mozna tez zawinac je w miekkie placki tortilla i zajadac z chrupiaca zielona salatka.

Czosnkowe klopsiki z sosem pomidorowym i tacos
(oryginalny przepis jest dla jednej osoby, ale ja podaje proporcje dla dwoch)
Skladniki na sos:
- 4 lyzki oliwy z oliwek
- 1 cebula, posiekana
- 2 pomidory, posiekane
- 2 lyzki koncentratu pomidorowego
- 4 lyzki swiezych lisci bazylii, porwanych na mniejsze kawalki
- 100 ml bulionu wolowego albo warzywnego
Na klopsiki:
- 300 g mielonego miesa wolowego (u mnie troche wolowiny, troche indyka)
- 2 jajka, rozklocone
- 2 lyzki koncentratu pomidorowego
- 4 zabki czosnku, obrane i przepuszczone przez praske (dalam 5, dla wzmocnienia efektu)
- 2 lyzki oleju roslinnego
Na tacos:
- 6 plackow tortilla
- oliwa z oliwek do wysmarowania

Przygotowac sos: rozgrzac oliwe na patelni i podsmazyc na niej cebule, az zmieknie. Dodac pomidory i koncentrat, smazyc na malym ogniu przez okolo 5 minut. Dodac bazylie, wlac bulion i wymieszac. Zmiksowac blenderem na gladka konsystencje.
Mieso wymieszac z jajkami, koncentratem i czosnkiem. Uformowac kuleczki o srednicy okolo 4 cm. Smazyc z obu stron na zlotobrazowy kolor. Dodac sos, zmniejszyc ogien i smazyc przez 10 minut, az mieso bedzie ugotowane.
W miedzyczasie rozgrzac piekarnik do 180 stopni. Tortille posmarowac z jednej strony oliwa. Powiesic placki na kratce w piekarniku wysmarowana strona na zewnatrz, piec przez okolo 7-8 minut, az zrobia sie chrupiace. Napelnic klopsikami z sosem. Zielona salatka i kleks kwasnej smietany beda doskonalym akompaniamentem!




Przepis jest moja propozycja na dzisiejszy Dzien Czosnku.


Sunday 17 April 2011

Samosy z warzywami, czyli pierogi po indyjsku

Do kuchni indyjskiej mam ogromna slabosc. Uwielbiam te wszystkie doskonale przyprawione, aromatyczne dania i zupelnie sie nie dziwie, ze na Wyspach hinduskie potrawy ciesza sie wieksza popularnoscia niz brytyjskie. Niestety, moj Mezczyzna nie jest rownie entuzjastycznie nastawiony.No, chyba, ze w gre wchodza samosy, ktore wprost uwielbia.
Czy zauwazyliscie, ze trudno znalezc taka tradycje kulinarna, w ktorej nie pojawialyby sie pierogi? Hiszpanskie empanady, japonskie pierozki gyoza, arabskie sambouseki, wloskie calzone... Samosy to tez pierogi, tyle, ze smazone w glebokim oleju. I tak jak kazde inne pierogi, mozna je wypelnic roznymi rodzajami nadzienia.
Moje jest warzywne - sklada sie z ziemniakow, marchewki i groszku. Naturalnie, kuchnia indyjska nie moze sie obyc pbez przypraw i odrobiny pikantnosci - tak wiec jest tez imbir, chilli, garam masala i mielona kolendra... Przepis znalazlam w ksiazeczce dolaczonej do mojego najlepszego przyjaciela i od razu zaznaczylam "na potem". Musial odczekac swoje, ale w koncu sie doczekal. I cos mi sie zdaje, ze bede do niego wracac, bo moje zacne chlopisko, sprobowawszy samosy, wypowiedzialo magiczne slowo na "Z".
A to jest zawsze dobry znak.

Samosy z warzywami
Skladniki:
(na 16 pierozkow)
- 225 g maki pszennej
- 1/2 lyzeczki soli
- 60 ml oleju roslinnego
- 90 ml wody
Na farsz:
- 400 g ziemniakow
- 1 cebula, drobno posiekana
- 2 lyzki oleju roslinnego
- 1 marchewka, obrana i pokrojona w drobna kostke
- 2,5 cm kawalek swiezego korzenia imbiru, obrany i drobno posiekany
- 1 zielona chilli, bez nasion, drobno posiekana
- 1 lyzeczka garam masali
- 1 lyzeczka zmielonych nasion kolendry
- 50 g mrozonego zielonego groszku
- garsc swiezych lisci kolendry
- 2 lyzki soku z cytryny
- sol i swiezo zmielony czarny pieprz
- olej roslinny do smazenia
- liscie kolendry i kawalki cytryny do dekoracji

Make i sol wsypac do miski. Miksowac na niskich obrotach, stopniowo dolewajac olej. Powoli dolewac wode i, wciaz miksujac, wyrobic gladkie ciasto. Podzielic na 8 rownych kulek, przykryc i odstawic.
Ziemniaki gotowac w lekko osolonej wodzie przez okolo 15 minut, przestudzic, obrac i pokroic w dosc drobna kostke. Na duzej patelni rozgrzac olej, wrzucic cebule i smazyc przez 2-3 minuty. Dodac marchewke, smazyc przez 2 minuty, potem dodac imbir i chilli i smazyc przez kolejne dwie. Dodac przyprawy, ziemniaki i groszek, smazyc kolejne 2 minuty. Dodac drobno posiekane liscie kolendry i sok z cytryny, przyprawic sola i pieprzem, porzadnie wymieszac i zostawic do ostygniecia.
Na omaczonym blacie rozwalkowac (pojedynczo) kulki ciasta na kola o srednicy ok. 18 cm, przekroic na pol i na kazdy polokrag nakladac lyzke farszu. Posmarowac brzegi woda i sklejac w ksztalt rozka. Smazyc w garnku na glebokim oleju przez okolo 3 minuty, az nabiora zlocistej barwy. Podawac przybrane kawalkami cytryny i liscmi kolendry.


Przepis dodaje do azjatyckiej podrozy Grumkow.

Friday 15 April 2011

Mrowki na drzewie. Co kryje sie w nazwie?

Na punkcie slow mam prawdziwa obsesje. Kiedy czytam, wazna jest dla mnie nie tylko tresc, ale i forma. Chlone slowa jak powietrze, karmie sie nimi, nie moglabym bez nich zyc.
W kuchni tez maja swoje miejsce. Odpowiednie, sugestywne slowa, opisujace kombinacje smakow, zapach, teksture, dzialaja na mnie jak najlepsze zdjecia: wywoluja nieodparte pragnienie przyrzadzenia i smakowania. Czasem nie potrzeba nawet tego; wystarczy nazwa, ktora zapadnie w pamiec.
Tak bylo z mrowkami wspinajacymi sie na drzewo.
To klasyczne syczuanskie danie, ktorego glownymi skladnikami sa mielone wieprzowe mieso i gruby ryzowy makaron. Zwykle podawane w duzej ilosci pikantnego sosu, u mnie troche zmodyfikowane, lzejsze. Nie jestem pewna, czy nazwa zostala mu nadana wieki temu, czy stosunkowo niedawno. Wiem jedno: kawalki wieprzowiny przyklejajace sie do podnoszonego do ust makaronu faktycznie przypominaja malenkie, pracowite owady przemykajace po galeziach drzew.
Podejrzewam jednak, ze prawdziwe mrowki nie smakuja tak dobrze.
Jesli lubicie pikantne potrawy, nie zawiedziecie sie - smak chilli jest wyraznie wyczuwalny (zwlaszcza, jesli zrobi sie to, co ja, i podwoi jej ilosc), czosnek i szczypiorek tez robia swoje. Zamiast suszonego makaronu ryzowego uzylam swiezego, upolowalam tez najchudsze mieso, jakie udalo mi sie znalezc. Rezultat? Pyszne, lekkie i blyskawiczne danie, ktore przypadnie do gustu nie tylko zwolennikom orientalnych smakow.
Przepis znalazlam w jednej z moich Parragonowych ksiazeczek z serii "Everyday..." - tym razem poswieconej kuchni chinskiej.

Mrowki wspinajace sie na drzewo
Skladniki:
(na 4 osoby, robilam z polowy porcji)
- 250 g suszonego grubego makaronu ryzowego (uzylam swiezego) 
- 1 lyzka maki kukurydzianej 
- 3 lyzki sosu sojowego
- 1 1/2 lyzki wina ryzowego
- 1 1/2 lyzeczki cukru
- 1 1/2 lyzeczki oleju sezamowego
- 350 g mielonego miesa wieprzowego
- 1 1/2 lyzki oleju z orzechow ziemnych albo sezamowego
- 2 duze zabki czosnku, drobno posiekane
- 1 duza czerwona chilli, oczyszczona z nasion i pokrojona w cienkie plastry
- 3 szczypiorki, drobno posiekane
- drobno posiekana swieza kolendra albo pietruszka

Makaron zamoczyc w cieplej wodzie na 20 minut, az zmieknie, albo ugotowac zgodnie z instrukcja na opakowaniu. Odsaczyc z wody. W miedzyczasie wymieszac w misce make kukurydziana, sos sojowy, olej sezamowy, wino ryzowe i cukier. Dodac wieprzowine i wymieszac rekoma, unikajac ugniatania miesa. Marynowac przez 10 minut. Rozgrzac woka albo duza patelnie, wlac 1,5 lyzki oleju, wrzucic chilli, czosnek i szczypiorek i smazyc przez 30 sekund. Dodac mieso, smazyc przez okolo 5 minut, az zmieni kolor z rozowego na lekko brazowy. Dodac makaron, wymieszac za pomoca dwoch widelcow. Podawac posypane kolendra.


Mrowki sa moja propozycja na GP Chin, dodaje je rowniez do Grumkowej wedrowki z widelcem po Azji.

Thursday 14 April 2011

Cannelloni z miesem

Wiem, ze wszelkiej masci diety bialkowe sa teraz bardzo modne. Wiem, ze nadmiar weglowodanow moze skonczyc sie tragicznie dla obwodu w biodrach. Ale nic nie poradze na to, ze mam slabosc do makaronow i nie bylabym szczesliwa, gdybym musiala z nich zrezygnowac.
Tak wiec nie rezygnuje - jesli to oznacza, ze bede musiala troche dluzej pobiegac albo spedzic wiecej czasu na silowni, coz, trudno. Za niektore przyjemnosci warto zaplacic kazda cene.
Przepisow na cannelloni jest w internecie, ksiazkach i gazetach cala masa. Ja wybralam ten, ktory znalazl sie w dodatku do "Polska - The Times" we wrzesniu 2008 roku. Nie wiem, czy dodatek ten, zatytulowany "Dobra Kuchnia", jeszcze sie ukazuje; nie jestem nawet pewna, w jakiej czestotliwosci wychodzil. Moja Mama, cudowna kobieta, zbiera dla mnie wszelkie gazetowe wycinki i wkladki z przepisami i ten mam wlasnie od niej.
Cannelloni sa bardzo smaczne, choc ja osobiscie dodalabym jeszcze wiecej pomidorow (podwoilam ich ilosc, a nadal bylo malo), cebuli i czosnku. Sos z mleka i ricotty jest lagodny w smaku, mozna wiec sowicie doprawic go sola i pieprzem, by dodac mu "pazura". Kluchozercom na pewno przypadnie do gustu!



Cannelloni z miesem
- 400 g dowolnego miesa mielonego
- 1 cebula
- 2 zabki czosnku
- 1/2 peczka oregano
- 200 g krojonych pomidorow z puszki (ja dalam 400 g)
- 16 rurek cannelloni (u mnie wyszlo 12)
- 250 g ricotty
- 375 ml mleka
- 1 lyzka oleju do smazenia
- swiezo starty parmezan do posypania


Mieso podsmazyc na oleju, dodac pokrojone w kostke cebule i czosnek, smazyc jeszcze przez chwile. Dodac listki oregano, 4 lyzki pomidorow i smazyc okolo 5 minut. Doprawic sola i pieprzem. Cannelloni nadziewac farszem i ulozyc w naczyniu zaroodpornym, dookola ukladajac reszte pomidorow. Ricotte wymieszac z mlekiem, doprawic, tak powstalym sosem zalac makaronowe rurki. Piec 30 minut w temperaturze 200 stopni. Po wyjeciu z piekarnika posypac startym parmezanem.

Tuesday 12 April 2011

Ciastka na Dzien Czekolady

Nie ma to jak nietypowe swieta, a Dzien Czekolady, ktory przypada dzisiaj, jest chyba najlepszym z nich, przynajmniej dla mnie, zdeklarowanego czekoholika. Kiedy dowiedzialam sie o nim od przyjaznych duszyczek z Durszlaka, wiedzialam juz, ze skonczy sie na pieczeniu. Najpierw myslalam o brownies, ale potem trafilam w sieci na ten przepis. I juz wiedzialam, ze to jest to.
Ciasteczka - czy tez wlasciwie ciacha, kazde wielkosci mojej dloni - nie zawiodly. Sa bardzo czekoladowe, z cienka chrupiaca skorupka i miekkim wnetrzem. Nawet moj Mezczyzna, ktory wielkim fanem czekolady nie jest, uznal, ze sa naprawde dobre. Cos mi sie zdaje, ze szybko znikna, bo maja taka dziwna wlasciwosc, ze po zjedzeniu jednego reka sama siega po nastepne...

Czekoladowe ciastka z pekanami
Skladniki:
(na 12 duuuuzych ciastek)
- 200 g gorzkiej czekolady (u mnie 125 g gorzkiej i 75 g mlecznej)
- 100 g posiekanego masla
- 50 g jasnego cukru muscovado
- 85 g drobnego zlotego cukru
- 1 lyzeczka ekstraktu z wanilii
- 1 jajko, rozklocone
- 100 g calych pekanow
- 100 g maki
- 1 lyzeczka sody oczyszczonej

85 g czekolady rozpuscic w kapieli wodnej albo w mikrofalowce. Dodac do niej maslo, oba cukry, jajko i ekstrakt z wanilii i zmiksowac na gladka mase. Dodac 3/4 orzechow, a potem wsypac make i sode i porzadnie wymieszac. Wykladac lyzka na wylozone papierem do pieczenia blachy (uwaga, ciastka bardzo sie rozlewaja, wiec nalezy zostawic miedzy nimi duzo miejsca) - nie trzeba splaszczac, same sie splaszcza w piekarniku - i powtykac w nie pozostale orzechy. Piec w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni (160 z termoobiegiem), az stwardnieja. Studzic na blasze. Ciastka mozna przechowywac w szczelnie zamknietej puszce przez 3 dni. O ile, naturalnie, tyle wytrzymaja...

Monday 11 April 2011

Creme brulee. Szczescie pod skorupka.

Dlugo zastanawialam sie, co przygotowac na tegoroczny Waniliowy Weekend. Perspektywa pieczenia ciast i ciasteczek jakos wyjatkowo mnie nie kusila. Miala byc panna cotta, ale ani ja, ani Mezczyzna nie jestesmy jej wielkimi fanami, chyba, ze towarzyszy jej jakis kwasny kontrapunkt w postaci owocow. Owoce zas tez nieszczegolnie mnie pociagaly.
I nagle - olsnienie! Bo czy jest cos pyszniejszego, bardziej waniliowego niz klasyczny creme brulee?
Poszukiwania przepisu, w ktorym zmiana proporcji nie bylaby zadaniem dla wybitnego umyslu matematycznego, zajely mi tylko chwilke. Ten, autorstwa samego (mlodszego) Michela Roux, wydal mi sie idealny.
I smakowal tez doskonale: delikatny, rozkosznie waniliowy, slodki. Tak pyszny, ze... nie zdazylam zrobic zdjec. Ale nic straconego, bo na pewno wkrotce wroce do tego przepisu. Nastepnym razem zrobie tez te slodkie paluchy z ciasta francuskiego - skoro pan Roux twierdzi, ze swietnie sie komponuja z creme brulee, to pewnie cos w tym jest.

Waniliowy creme brulee
Skladniki:
(na 4 porcje; robilam z polowy)
- 250 ml gestej slodkiej smietanki (u mnie double cream - 48% tluszczu - ale kremowka 36% wystarczy)
- 75 ml pelnotlustego mleka
- 1 laska wanilii
- 4 zoltka
- 3 lyzki drobnego cukru + odrobina wiecej na skorupke
- 1 lyzeczka ekstraktu z wanilii

Smietanke i mleko wlac do garnka, dodac ziarna wyskrobane z rozcietej wzdluz laski wanilii oraz sama pusta laske. Doprowadzic do wrzenia, przykryc i gotowac na malym ogniu przez okolo 10 minut. W tym czasie ubic zoltka z cukrem na jasna, gesta mase. Dodac ekstrakt z wanilii. Wlac gotujaca sie smietanke, wymieszac i przelac do foremek, a nastepnie umiescic je w wypelnionej woda blasze do pieczenia i wstawic do piekarnika rozgrzanego do 140 stopni (120 z termoobiegiem). Piec przez okolo 20 minut, az mikstura sie zetnie (u mnie okolo 30 minut). Schlodzic do temperatury pokojowej, a potem wstawic do lodowki na kilka godzin.
Przed podaniem wysypac na powierzchni kremu cienka, rownomierna warstewke drobnego cukru. Wstawic do piekarnika pod rozgrzany grill albo podgrzac za pomoca palnika tak, by powstala chrupiaca, karmelowa skorupka.

Przepis jest moja propozycja na Waniliowy Weekend. Zdjecia dodam w przyszly weekend :)

Saturday 9 April 2011

Malezyjskie curry z kurczaka

Bywaja takie samotne popoludnia, kiedy czlowiekowi zwyczajnie nie chce sie gotowac. Sklada napredce jakas kanapke, wrzuca do piekarnika pizze z mrozonki, poprawia batonikiem.
Ale bywaja i takie, ze czlowiek - w tym wypadku ja - z entuzjazmem zabiera sie za przygotowanie posilku dla siebie. Tanczy boso na kafelkach i podspiewuje w kuchni, uzywajac drewnianej lyzki jako mikrofonu. Przeciez nikogo nie ma w domu, wiec nikt nie bedzie sie smial. Slonce wpada przez okna, koty ocieraja sie o lydki. Jest dobrze.



I curry tez jest dobre. Ba, jest obledne! A mialo go w ogole nie byc. Znalazlam je tutaj jako awaryjny przepis na akcje "F1 od kuchni". Szukalam czegos, co nie wymagaloby wycieczki do sklepu - i przypadkiem odkrylam przepis, do ktorego na pewno bede wracac.
Bo efekt jest pyszny. Pol godziny w kuchni i kilka minut zmywania to naprawde niewysoka cena za taka uczte. Milosnicy intensywnych, ostrych smakow beda zachwyceni - mleko kokosowe tylko czesciowo lagodzi piekace uderzenie chilli. Pasta z tamaryndowca dodaje kwaskowatego posmaku. No i ten zapach w kuchni - egzotyczny, kuszacy, boski. Taki jak lubie.



Malezyjskie curry z kurczaka
Skladniki:
(na 4 osoby; robilam z 1/4 porcji)
- 2 posiekane czerwone cebule
- 4 obrane zabki czosnku
- 4 czerwone papryczki chilli (niekoniecznie oczyszczone z nasion)
- 2 galazki trawy cytrynowej (tylko biala czesc)
- niewielki kawalek imbiru (ok. 3-4 cm), obrany i pokrojony w plastry
- 1 lyzeczka kurkumy
- 750 g miesa z kurczaka (u mnie filet z uda; piers tez sie nada)
- 400 ml mleka kokosowego
- 3 lyzki pasty z tamaryndowca
- 1 lyzka sosu rybnego

Cebule, czosnek, chilli, trawe cytrynowa, imbir i kurkume zmiksowac blenderem na paste. W woku rozgrzac odrobine oleju. Dodac paste, smazyc na malym ogniu przez okolo 10 minut. Dorzucic mieso, smazyc przez 2-3 minuty, mieszajac. Dodac mleko kokosowe, paste z tamaryndowca i sos rybny, smazyc jeszcze przez 15-20 minut, az sos sie zredukuje. Najlepiej smakuje z ryzem i gotowana na parze chinska kapusta.


Przepis dodaje do akcji F1 Od Kuchni oraz Z Widelcem po Azji.

Thursday 7 April 2011

Czarno to widze. Salatka na lunch.

Kuchnia jest pelna przeroznych kolorow: zielen ogorkow, czerwien pomidorow, gleboki braz czekolady, biel i zolc gotowanych jajek... Tylko czarnego jakos malo. Czyzby sama natura uwazala, ze to zbyt mroczny kolor, by trafial na talerze?
Ale i od tej reguly trafiaja sie wyjatki. Takie, na przyklad, jak czarna soczewica. Kiedy znalazlam w sieci ten przepis, to wlasnie ona przykula moj wzrok. Jako milosniczka klimatow gotycko-metalowych nie moglam sie oprzec, wiedzialam, ze musze ja zrobic.
Choc zdjecie jest jakie jest (efekt wracania do domu po zmroku), salatka wyglada naprawde efektownie. Slona feta i pikantna czerwona cebulka dobrze sie komponuja z soczewica. Prosty dressing, zlozony z oliwy, czosnku i soku z cytryny, dopelnia calosci.
Tylko kolendry brak, bo okazalo sie, ze nie zostal mi ani jeden listek. Tak wiec salatka z kolendra w nazwie jest u mnie nieco ogolocona. Coz, nie mozna miec wszystkiego...

Salatka z feta, soczewica i kolendra
Skladniki:
(na 4 nieduze porcje)
- 200 g sera feta, polamanego na kawalki (albo, jak u mnie, pokrojonego w kostke)
- 250 g czarnej soczewicy
- 200 g pomidorkow cherry, przepolowionych
- 1 czerwona cebula, pokrojona w plasterki
- 1 zabek czosnku, przepuszczony przez praske
- sok z 1 cytryny
- 3 lyzki oliwy z oliwek
- duza garsc lisci kolendry (nie mialam, wiec pominelam)

Soczewice gotowac przez okolo 20 minut, az zmieknie (ja kupilam juz ugotowana, podgrzalam ja tylko w mikrofali). Wymieszac oliwe, sok z cytryny i czosnek i zalac jeszcze ciepla soczewice, a potem ostudzic do temperatury pokojowej i dodac pozostale skladniki. Wymieszac.


Wednesday 6 April 2011

Nigel Slater, frittata i zapach cebuli.

Pana Slatera poznalam dosc niedawno i wlasciwie przypadkiem. Przegladajac dostepne ksiazki kulinarne, wpadla mi w oko jego "Real Fast Food". Ksiazka dostosowana do wspolczesnych gospodarstw domowych, zlozonych najczesciej z jednej-dwoch osob? Przepisy, ktore da sie - prawie bez wyjatku - przygotowac w pol godziny z latwo dostepnych skladnikow? W dodatku autorem jest facet, ktorego Nigella Lawson uznaje za swojego kuchennego guru? Nie moglam sie oprzec.
Pierwsze, co rzucilo mi sie w oczy, kiedy ksiazka do mnie dotarla, to... zupelny brak zdjec. Nie znajdziecie tu uczty dla oka w postaci pieknie sfotografowanych potraw. Ale wystarczy wczytac sie w slowa, by zobaczyc je oczyma wyobrazni. Bo Slater pisze o jedzeniu tak sugestywnie, ze niemal czuje jego zapach, gdy wertuje "Real Fast Food" w poszukiwaniu inspiracji.
Najbardziej podoba mi sie lista skladnikow, ktore warto miec pod reka. Jak sie okazuje, pan Slater i ja mamy zblizone upodobania - wiekszosc wymienionych przez niego rzeczy zawsze mam w swoich szafkach, na polkach i w lodowce. Wiem, ze gdyby zabraklo mi pomyslow na obiad czy kolacje, wystarczyloby otworzyc "Real Fast Food" na dowolnej stronie - i pichcic.
Wezmy taka frittate. Wywodzaca sie z kuchni wloskiej, podobna troche do omletu, ale nieco grubsza, w najprostszej wersji wymaga tylko jajek, parmezanu, masla, soli i pieprzu. Mozna, oczywiscie, modyfikowac ja w dowolny sposob, dodajac warzywa, ziemniaki, przyprawy... Albo cebule.
Nie wiem, jak wy, ale ja za zapachem swiezo krojonej cebuli nie przepadam. Co innego taka porzadnie podsmazona, brazowo-zlota, prawie slodka. Taka cebula pachnie wrecz hipnotyzujaco.Aby byla idealna, nalezy dac jej czas. Nie poganiac, nie ponaglac. Warto poczekac, bo odwdzieczy sie niepowtarzalnym smakiem.




Frittata z karmelizowana cebula i pietruszka
Skladniki:
(dla 4 osob - albo 2 glodomorow)
- 450 g cebuli, cienko pokrojonej w plastry
- 4 lyzki oliwy z oliwek
- 5 duzych jaj
- spora garsc posiekanej natki pietruszki
- 50 g startego parmezanu
- sol i pieprz
- spora lyzka masla

Na szeroka patelnie wlac oliwe, wrzucic cebule i smazyc na dosc duzym ogniu, mieszajac od czasu do czasu, przez okolo 15 minut, az zrobi sie zlotobrazowa, lekko poczerniala przy brzegach. W misce rozklocic jajka, dodac zdjeta z patelni cebule, pietruszke, parmezan, doprawic sola i pieprzem do smaku. Na patelni rozpuscic maslo, wlac miksture, zmniejszyc ogien tak bardzo, jak to mozliwe, i smazyc przez okolo 15 minut, az spod sie zetnie. Wierzch powinien byc nadal plynny. Wlozyc do piekarnika pod rozgrzany grill na chwile (u mnie niecala minuta), by gora sie sciela. Przelozyc na talerz, pokroic w kliny jak ciasto i podawac z zielona salatka z mlodych lisci.


Przepis dodaje do ekspresowej akcji.

Monday 4 April 2011

Maslane, cytrynowe, pyszne. Ciasteczka

Tak sie jakos dziwnie sklada, ze czesto dostaje ksiazki kulinarne. Od rodziny, od przyjaciol, od blizszych i dalszych znajomych. Ksiazke "The Complete Book of Cupcakes & Baking" wydana przez The Australian Women's Weekly, najpopularniejszy magazyn o kuchni i stylu zycia na Antypodach, dostalam od kolezanki w ramach zabawy w "tajemniczego Mikolaja", ktora co roku organizujemy w okolicach swiat. Minelo wiec juz troche czasu, ale dopiero niedawno przetestowalam pierwszy przepis: na cytrynowe ciasteczka z polenta.
Ciasteczka wygladaja bardzo prosto i skromnie, ale niech was to nie zwiedzie! Sa cudownie maslane, rozplywajace sie w ustach, delikatne. Chcialam, by byly nieco intensywniejsze w smaku, wiec dodalam troche wiecej soku z cytryny, ale jesli wolicie subtelniejsze smaki, 1 lyzka w zupelnosci wystarczy.

Cytrynowe ciasteczka z maka kukurydziana
Skladniki:
(na 40 ciastek)
- 250 g miekkiego masla
- 1 lyzeczka ekstraktu z wanilii
- 1 1/4 szklanki cukru pudru
- 2 lyzki swiezo startej skorki z cytryny
- 1/2 szklanki polenty
- 2 1/2 szklanki maki
- 1 lyzka soku z cytryny (dalam wiecej)

Maslo, ekstrakt i cukier puder utrzec mikserem, dodac 1 lyzke skorki z cytryny, wymieszac. Stopniowo dodawac make kukurydziana i zwykla. Na namaczonym blacie wyrobic gladkie ciasto (mozna tez uzyc miksera). Uksztaltowac dwa walki o dlugosci 20 cm kazdy, przykryc i wlozyc do lodowki na 2 godziny, by ciasto stwardnialo troche. Po uplywie tego czasu wyjac i pokroic w plastry grubosci 1 cm, ulozyc na natluszczonej i wylozonej papierem do pieczenia blasze w odleglosci 2 cm od siebie, posypac pozostala skorka z cytryny (ja, niestety, troche sie pospieszylam i cala skorke dodalam do ciasta) i piec 15 minut w 200 stopniach (180 z termoobiegiem). Po wyjeciu z piekarnika odstawic na 5 minut, a potem przelozyc na kratke do calkowitego wystygniecia.


Sunday 3 April 2011

Placuszki na sniadanie

Lubie miec czas. Stanac przy oknie, odetchnac porannym powietrzem. Leniwie popijac kawe z ogromnego kubka. Nie musiec sie spieszyc.
I lubie weekendowe sniadania. Zwykle zadowalam sie szybka miska platkow z mlekiem, ale w soboty i niedziele funduje sobie specjalne traktowanie. Na stole laduja wiec jajka w roznej postaci, croissanty, drozdzowe buly. Albo racuchy, takie jak dzisiejsze. W oryginalnym przepisie z jagodami, u mnie - bez, z prostej przyczyny: nie mialam akurat w domu jagod. Dla lepszego efektu dodalam odrobine cukru i troche ekstraktu z wanilii. Bo w koncu jest weekend, a weekend jest po to, by cieszyc sie spokojem, lenistwem i pysznym jedzeniem.

Amerykanskie placuszki z jagodami
Skladniki:
(na 10 placuszkow)
- 200 g maki self-raising (albo 200 g zwyklej + niecala lyzeczka proszku do pieczenia)
- 1 lyzeczka proszku do pieczenia
- 1 jajko
- 300 ml mleka
- 1 lyzka masla, roztopionego
- 150 g jagod (pominelam)
- olej slonecznikowy albo maslo do smazenia
- golden syrup albo syrop klonowy do polania


Make i proszek do pieczenia wymieszac w misce, dodac szczypte soli (ja dodalam tez 3 lyzki drobnego cukru). Jajko rozbeltac z mlekiem (dodalam tez 1 lyzeczke ekstraktu z wanilii), wlac do suchych skladnikow, wymieszac na geste, gladkie ciasto. Dodac rozpuszczone maslo, wymieszac, delikatnie wmieszac polowe jagod. Na patelni rozgrzac 1 lyzeczke oleju slonecznikowego albo masla i klasc na nie po 1 duzej lyzce ciasta, smazyc przez okolo 2-3 minuty z kazdej strony, az nabiora zlocistego koloru. Podawac polane golden syrupem albo syropem klonowym i pozostalymi owocami.




Przepis dodaje do akcji Ciekawe Sniadanie.