Saturday 27 November 2010

Slow kilka o poczuciu spelnienia

Odkad w moim domu pojawila sie maszyna do chleba, nie kupuje pieczywa w sklepach. Ci, ktorzy probowali angielskiego pieczywa, z pewnoscia zgodza sie ze mna, ze jest w wiekszosci niejadalne, a to, ktore do jedzenia sie nadaje, jest z kolei koszmarnie drogie. Tak wiec doszlam do wniosku, ze domowy wypiek chleba jest najlepszym rozwiazaniem.
Maszyna sie sprawdza, ale... No wlasnie: zachcialo mi sie czegos innego. A konkretniej - chleba na zakwasie.
Z zakwasem mialam wczesniej kilka nieudanych doswiadczen: a to przestawal pracowac po paru dniach, a to niby wygladal odpowiednio, ale chleb na nim nie chcial wyrastac. Za trzecim podejsciem, dzieki madrym radom paru kulinarnych bloggerow, udalo mi sie wreszcie wyhodowac porzadny zakwas zytni. Kiedy wczoraj, po (bardzo poznym) powrocie do domu, zobaczylam, jak pieknie fermentuje, pomyslalam: teraz jest idealny moment na wykorzystanie go.
No i zrobilam zaczyn, a rano upieklam chleb pszenno-zytni na zakwasie. Przepis na niego mozna znalezc w internecie w wielu roznych wersjach, ja skorzystalam z tej.
Powiem jedno: czuje sie spelniona. Nie moge przestac sie usmiechac. Chleb wyrosl piekny, skorka jest rumiana, zapach niebianski i zupelnie inny niz zapach pieczywa na drozdzach. Jak smakuje, nie wiem jeszcze, bo probuje sie powstrzymac od krojenia go, gdy jest jeszcze cieply. To podobno moze mu zaszkodzic.
Tak wiec czekam, az ostygnie. I to chyba najtrudniejsza rzecz.

Chleb pszenno-zytni na zakwasie
Skladniki:
(na 2 bochenki albo jeden bardzo duzy)
Zaczyn:
- 20 g aktywnego zakwasu zytniego
- 200 g maki pszennej (ja uzylam chlebowej)
- 100 g maki zytniej
- 1 szklanka wody
Ciasto chlebowe:
- 800 g maki pszennej
- 500 g maki zytniej
- 2 lyzki soli
- 2 lyzki oliwy z oliwek
- letnia woda (tyle, ile trzeba, by ciasto mialo odpowiednia konsystencje)

Skladniki na zaczyn wymieszac w misce, przykryc folia spozywcza i zostawic w temperaturze pokojowej na noc. Rano dodac do zaczynu reszte skladnikow, by powstalo zwarte i miekkie ciasto. Ja wyrabialam metoda Bertineta, o ktorej czytalam u Tatter - nie jest to tak skomplikowane, jak sie wydaje. Tak przygotowane ciasto wlozyc do miski, przykryc sciereczka i odstawic w cieple miejsce do wyrosniecia. W ciagu 2 godzin powinno podwoic swoja objetosc. Po uplywie tego czasu znow zagniesc i odstawic (moje stalo pol godziny i pieknie wyroslo), w koncu przelozyc do przygotowanej blachy (albo blach; mozna tez piec w koszyku lub na kamieniu) i znow odstawic w cieple miejsce do wyrosniecia. Kiedy ciasto jest gotowe, rozgrzac piekarnik do 250 stopni, spryskac woda i dopiero wtedy wstawic blache do srodka. Po uplywie minuty znow spryskac piekarnik i chleb, a po 15 minutach zmniejszyc temperature do 200 stopni i piec przez okolo 30-35 minut. Chleb powinien byc rumiany z wierzchu i wydawac gluchy odglos, gdy puka sie w niego od spodu. Studzic na kratce (i nie dobierac sie do niego za szybko ;))

6 comments:

  1. Ja tam to ostygnięcia nie czekam nigdy. Zawsze kroję go wcześniej, gorący jeszcze, bo nie potrafię się powstrzymać. ;))

    ReplyDelete
  2. ja też zazwyczaj nie czekam, aż ostygnie... :)

    ReplyDelete
  3. To ja zdradze maly sekret: tez nie wytrzymalam. Chleb jest cudowny, ciezszy niz te na drozdzach, z pyszna, chrupiaca skorka... Boski!

    ReplyDelete
  4. Maggie wiem co t za radość z pierwszego bochenka, bo sama takowy ostatnio pierwszy zakwasowiec upiekłam:) ...a przepis na twój juz zapisuję:)
    Pozdrawiam
    Jolanta szyndlarewicz

    ReplyDelete
  5. wspaniały, pieknie wyrośnięty.
    z pewnością niezwykle pulchny i chrupiący...

    ReplyDelete