Bywaja takie samotne popoludnia, kiedy czlowiekowi zwyczajnie nie chce sie gotowac. Sklada napredce jakas kanapke, wrzuca do piekarnika pizze z mrozonki, poprawia batonikiem.
Ale bywaja i takie, ze czlowiek - w tym wypadku ja - z entuzjazmem zabiera sie za przygotowanie posilku dla siebie. Tanczy boso na kafelkach i podspiewuje w kuchni, uzywajac drewnianej lyzki jako mikrofonu. Przeciez nikogo nie ma w domu, wiec nikt nie bedzie sie smial. Slonce wpada przez okna, koty ocieraja sie o lydki. Jest dobrze.
I curry tez jest dobre. Ba, jest obledne! A mialo go w ogole nie byc. Znalazlam je tutaj jako awaryjny przepis na akcje "F1 od kuchni". Szukalam czegos, co nie wymagaloby wycieczki do sklepu - i przypadkiem odkrylam przepis, do ktorego na pewno bede wracac.
Bo efekt jest pyszny. Pol godziny w kuchni i kilka minut zmywania to naprawde niewysoka cena za taka uczte. Milosnicy intensywnych, ostrych smakow beda zachwyceni - mleko kokosowe tylko czesciowo lagodzi piekace uderzenie chilli. Pasta z tamaryndowca dodaje kwaskowatego posmaku. No i ten zapach w kuchni - egzotyczny, kuszacy, boski. Taki jak lubie.
Malezyjskie curry z kurczaka
Skladniki:
(na 4 osoby; robilam z 1/4 porcji)
- 2 posiekane czerwone cebule
- 4 obrane zabki czosnku
- 4 czerwone papryczki chilli (niekoniecznie oczyszczone z nasion)
- 2 galazki trawy cytrynowej (tylko biala czesc)
- niewielki kawalek imbiru (ok. 3-4 cm), obrany i pokrojony w plastry
- 1 lyzeczka kurkumy
- 750 g miesa z kurczaka (u mnie filet z uda; piers tez sie nada)
- 400 ml mleka kokosowego
- 3 lyzki pasty z tamaryndowca
- 1 lyzka sosu rybnego
Cebule, czosnek, chilli, trawe cytrynowa, imbir i kurkume zmiksowac blenderem na paste. W woku rozgrzac odrobine oleju. Dodac paste, smazyc na malym ogniu przez okolo 10 minut. Dorzucic mieso, smazyc przez 2-3 minuty, mieszajac. Dodac mleko kokosowe, paste z tamaryndowca i sos rybny, smazyc jeszcze przez 15-20 minut, az sos sie zredukuje. Najlepiej smakuje z ryzem i gotowana na parze chinska kapusta.
Przepis dodaje do akcji F1 Od Kuchni oraz Z Widelcem po Azji.
Ostatnie zdjęcie ewidentnie dowodzi prawdziwości powyższego opisu:)
ReplyDeleteU mnie zapewne by tak samo szybko znikało z talerza ;-)
ReplyDeletewww.przysmakiewy.pl
Ale halloooo, nic dla mnie nie zostało??
ReplyDeleteTeraz to juz wszyscy wiemy, ze spiewasz do drewnianej lyzki jak nikogo nie ma w domu :) buhahahaha A co spiewasz przy malezyjskim curry?
ReplyDeleteSzybka recepturka dobra na samotnosc... w domu :)
Pyszne! dawno nie robiłam niczego z orientalną nutą.A śpiewanie do łyżki znam,i nie tylko...Hi,hi!
ReplyDeleteMleczko kokosowe i już to lubię! Choćby to było nawet malezyjskie curry.:)
ReplyDeleteŻartowałam.;)
Malezyjskie curry lubię w pierwszej kolejności!:)
Tak podejrzewam.;)
A intuicja rzadko kiedy mnie myli.:)
O,jakie fajne! Podoba mi się :)))
ReplyDeleteOstatnie zdjęcie mówi samo za siebie ;) Uwielbiam robić curry - ja akurat nie robię mięsnego, tylko warzywne. Mięsnym zajmuje się mój chłopak :)
ReplyDeletebardzo wymowny ten pusty talerz :-)
ReplyDeleteCzęsto śpiewam do łyżek... oczywiście, gdy nikogo nie ma w domu :) Myślę, że to objaw pozytywnego podejścia do życia :)
ReplyDeleteA ja lubię zmywać naczynia;) Po takim curry tym bardziej ;)
ReplyDeleteCurry...mniam..uwielbiam w każdej wersji.
ReplyDeleteprzetestowałam i potwierdzam, pyszne, a jak pachnie:
ReplyDeletehttp://tanasza.blogspot.com/2013/02/malezyjskie-curry-z-kurczaka-malaysian.html