Monday, 20 September 2010

Bo tak.

Wyznam wam cos: jeszcze niedawno nie lubilam gotowac.
Kucharzenie, pichcenie, sterczenie przy garach bylo dobre dla kur domowych, a ja za nic nie chcialam byc kura domowa. I choc jako dziecko pomagalam Mamie w kuchni, jako nastolatka omijalam to straszne miejsce szerokim lukiem. Byly przeciez ciekawsze sprawy. Konkretniej: imprezy, alkohol i grupa dziwakow, ktorzy stanowili wowczas moj krag znajomych.
Potem zaczely sie studia, a mnie nadal bardziej ciagnelo do pewnego pubu na gdynskiej plazy, niz do gotowania.
A potem wyjechalam z kraju. Po raz pierwszy bylam zdana na siebie. Owszem, moglam zaczac zywic sie mrozonkami, gotowymi potrawami i kanapkami kupowanymi na stacjach albo w supermarketach, ale niespecjalnie mi sie to usmiechalo.
Wiec wlozylam fartuch i stanelam przy garach. Ja, wojujaca feministka, ktora zarzekala sie, ze do garow nie da sie zagonic. Stanelam i...
Nie trzeba bylo wiele, bym polubila pichcenie. Ot, wlasna kuchnia, troche przydatnyego sprzetu, kilka przepisow sciagnietych z sieci, kilka wyblaganych od Mamy ("Co? TY bedziesz piekla babke?" - spytala z przerazeniem, kiedy poprosilam przez telefon o stara, dobra, wyprobowana recepture, z ktorej zawsze korzystala). Troche czasu i cierpliwosci, troche swietego spokoju.
Wystarczylo.
Wciaz daleko mi do mistrzyni kuchni, wciaz trzymam sie raczej nieskomplikowanych przepisow, ale przeciez kazdy kucharz, zanim przygotuje swojego pierwszego homara thermidor, musi najpierw nauczyc sie smazyc omlety, prawda?
Zapraszam was do mojej kuchni. Czujcie sie jak u siebie!

1 comment:

  1. Twój kuchenny zegar OBLIGUJE Cię do gotowania i spożywania efektów !

    ReplyDelete